środa, 12 września 2018

Kalisz widzę roku 2050

Zacznijmy myśleć o przygotowaniu Kalisza do funkcjonowania za dwie, trzy dekady, aby następne pokolenia zechciały tu mieszkać i pracować. Dalsze doraźne działania w obrębie jednej kadencji, to będzie tylko wyraz wyrachowania wyborczego, które szybko uczyni z miasta indiański rezerwat – mówi dr Artur Dembny, radny dwóch kadencji, który po czteroletniej przerwie zamierza wrócić do pracy w samorządzie.

Na początek prosta diagnoza – jak ocenia Pan mijającą właśnie kadencję kaliskich władz samorządowych z perspektywy obserwatora z boku, ale obserwatora dość szczególnego, bo dobrze zorientowanego, niejako „od wewnątrz”, w mechanizmach działania pracy urzędu i radnych?

- Oceniam źle, jako cztery mdłe i męczące lata, pozbawione większych sukcesów, okraszone jedynie drobnymi „sukcesikami” oraz dokańczaniem tego, co zainicjowali poprzednicy. Na czele miasta nie stał charyzmatyczny lider, który przyciągałby tutaj inwestorów oraz utrzymywał mieszkańców. Kończący swoją przygodę z Ratuszem Prezydent na tle swoich poprzedników nie ma nawet jednej wielkiej i charakterystycznej dla okresu swoich rządów inwestycji, którą mógłby się chwalić na prawo i lewo. Kiedyś podśmiewaliśmy się z takich inwestycji na ostatnią chwilę, a dzisiaj jest już na tyle ubogo, że zaczyna nam nawet tego brakować. Miasto ogarnął marazm. Ta mijająca kadencja, to okres dziwacznych koalicji, awantur wewnątrz obozu władzy i sporów z sąsiadami Miasta.


Ja też byłem i jestem zwolennikiem poszerzenia granic Kalisza, ale może przy zastosowaniu bardziej dyplomatycznej ścieżki postępowania. Wszystko to z boku wygląda mało atrakcyjne, a nawet lekko przygnębiająco. Zapewne z poziomu Ratusza ocena sytuacji jest odmienna, może nawet bliska ekstazy. Zderzenie z rzeczywistością wyborczą będzie zatem bolesne. Nawet reżimy upadają, bo uważają, że są genialne. Na końcu tej smętnej kadencji, kilka najistotniejszych dla Kalisza spraw jest na takim samym poziomie zaawansowania, jak w roku 2014 – obwodnicy nie było i nie ma, rewitalizacji nie było i nie ma, betonka została zamieniona na dziurę, parkingów w centrum nie było i nie ma, i tak dalej, przykłady można by mnożyć. Jak się nazywa taki stan rzeczy? Stagnacja. To wszystko powoduje, że… sorry, ale musimy wspólnymi siłami jak najszybciej zakończyć tą farsę i przywrócić Miastu właściwy wizerunek oraz standardy zarządzania co najmniej na takim poziomie, jak pod koniec roku 2014. Albo i lepszym, bo dla mnie np. czteroletnia przerwa w samorządowej aktywności, to okres zrewidowania sposobu myślenia, chociażby na skutek kontaktu z innymi, znacznie prężniejszymi miastami – i poważnej zmiany pomysłu na działanie.

Na czym więc miałaby polegać nowa odmieniona metoda działania? Macie jakieś konkrety, czy może tylko odkryliście nową metodę wyborczej narracji?

- Zmiana ma polegać za przewartościowaniu priorytetów i postawieniu na wypracowanie kilku, np. pięciu, sześciu celów długoterminowych - czyli takich, które mają zostać osiągnięte w roku 2050 lub jego okolicach, bez oglądania się na to, że mogą to być dzisiaj zagadnienia niezauważalne albo może nawet niepopularne. Jak widzimy w praktyce, obecnie nie myśli się w samorządzie takimi kategoriami, bo włodarze mają przed oczami perspektywę 4 lat (za chwilę 5), więc cała para idzie w to, co się szybko i widowiskowo politycznie sprzeda, a w konsekwencji pomoże przedłużyć byt o następną kadencję. Na pierwszej orbicie zainteresowania są więc typowe kotlety wyborcze. Natomiast sprawy trudne, ale potrzebne, których efekty pojawią się dopiero po kilku latach są mało chwytliwe – taka jest brutalna prawda. Z naszego lokalnego punktu widzenia, to przecież one mogą zadecydować o obrazie Kalisza za 20, 30 lat i o tym, czy ktoś – mieszkaniec lub inwestor – postanowi związać się z nami na stałe. Dodatkowo - spraw dalekosiężnych, ale trudnych na starcie, zazwyczaj już nie rusza się w trzecim, czy czwartym roku kadencji, bo mogą zaszkodzić w reelekcji.

Może Pan podać jakieś konkretne przykłady takiego trybu myślenia w dotychczasowych realiach samorządowych Kalisza?

- Ależ proszę bardzo – rewitalizacja oraz ściśle z nią związany problem Nowego Rynku. Aby ożywić Śródmieście, trzeba oddać je pieszym, czyli wygonić stamtąd samochody, ale samochody muszą mieć coś w zamian – wzorem Zachodu – duże i wygodne parkingi. Jednak my mamy w zawieszeniu od kilkunastu lat sprawę parkingu podziemnego przed Tęczą. Nikt nie wyrzuci stamtąd tzw. kupców na rok, dwa przed wyborami. Nie, bo nie! Z wiadomego powodu. Wracając do celów długoterminowych – ja nie przypominam sobie, aby w ostatnich latach ktoś u nas takowe sprecyzował dla Miasta, właśnie pod kątem zadbania o jego przyszły status w kontekście naszych dzieci i wnuków. Mało to kogo obchodzi. Czasami tylko komuś włączy się refleksja, czy nie zostawimy im w spadku zbyt dużego zadłużenia miejskiej kasy. Jeśli więc nie sprecyzowano takich długoterminowych celów, to także ich nie obudowano narzędziami, bo nie było zwyczajnie czego obudować. Mamy więc tylko – na skutek naśladownictwa – typowe, wyjęte z kontekstu, mocno już zużyte narzędzia-zachęty w rodzaju podstref ekonomicznych. Wszyscy je dzisiaj mają. Proszę się postawić w pozycji poważnego inwestora - co jest takiego zachęcającego w Kaliszu, żeby tutaj zbudować fabrykę? Mamy strefę gospodarczą z terenem poszatkowanym prywatnymi działkami, które właściciele traktują jak źródło potencjalnie gigantycznego zysku. Efekt? Miała być w tej dobrzeckiej strefie znana firma magazynowa – już wiadomo, że jej nie będzie.

Co w takim razie KALISZANIE zaproponują w tym zakresie kaliskiemu wyborcy?

- Szczegółów naszego programu zdradzać jeszcze nie mogę. Ale będzie on na pewno zaskakująco odmienny od sztampowych i standardowych obietnic w rodzaju: przyciągniemy inwestorów, zbudujemy obwodnicę, ustanowimy akademię i jeszcze paru innych głodnych i zużytych kawałków, które sprowadzają się do wspólnego mianownika – wybierzcie nas, żebyśmy sobie trochę porządzili. Od takich programów wyborczych, często obszernych na kilka stron po prostu mnie mdli. Wszyscy to znamy – później w praniu okazuje się, że nic z tego nie jest realizowane. Przeszkadzają trudności obiektywne lub zwyczajnie okazuje się, że naobiecywano mnóstwo niewykonalnych bzdur. Szczegóły naszego programu przedstawi na konwencji otwierającej kampanię nasz kandydat na Prezydenta Miasta - Piotr Kościelny. Uchylę tylko rąbka tajemnicy, że mamy dla kaliszan konkretne pomysły na zabezpieczenie naszej wspólnej przyszłości. Są to wykonalne koncepcje, a nie tylko wizje, częstokroć sprawdzone już w rozmaitych wariantach u innych. Mogę zdradzić, że mamy świetny projekt służący zatrzymaniu inwestorów domów jednorodzinnych w obrębie granic miasta – jest prosty jak cep w związku z tym będzie wykonalny i skuteczny, mamy bardzo konkretną propozycję długoterminowego związania podmiotów gospodarczych z Kaliszem – to nasze dwa sztandarowe zadania na zablokowanie występujących obecnie trendów wyludnienia i ucieczki firm poza jego granice. Mamy długofalową gotową procedurę polepszenia środowiskowych warunków życia w Mieście – zlikwidowania źródeł wszystkiego tego, co czyni, iż mieszkamy dzisiaj w ośrodku z nieznośnym poziomem zanieczyszczenia powietrza, nie tylko w skali Polski ale i Europy. Mamy koncept faktycznego uruchomienia rewitalizacji Śródmieścia – to działanie rozpisane na kilkanaście lat, precyzyjne, w założeniu uwolnione od procesu wiecznych konsultacji i mędrkowania. Mamy też dla kaliszan bardzo ciekawą propozycję uczynienia z Miasta samowystarczalnego organizmu z elementami gospodarki zamkniętej. Nasz program będzie więc swego rodzaju novum – bo będziemy mówili o przedsięwzięciach, których pełne efekty zobaczą nasze dzieci i wnuki. To nasze marzenie – musimy zadbać o potomków. Historia na przestrzeni wieków pokazała, że upaść mogą całkiem potężne metropolie – wcale nie z powodu wojen czy katastrof naturalnych, tylko dlatego, że nie zadbały o swoją przyszłość. Kalisz zasługuje na to, aby nasi potomkowie mogli obchodzić już całkiem niedługo symboliczną rocznicę 1900-lecia jego istnienia. A nie celebrować jego upadek. Faktycznie, w zakresie założeń programowych i terminu ich wykonania to swego rodzaju rewolta.

Jest jakiś konkretny powód takiego podejścia, czy to po prostu najnowsza myśl marketingu politycznego i podpowiedział ją Wam jakiś najmodniejszy obecnie spin doctor?

- Powód jest bardzo konkretny – są nim przerażające wyniki badań ankietowych, jakie nasza młodzieżówka wykonała wśród kaliskich licealistów. Ponad 90% z nich zamierza opuścić Kalisz po maturze. Dlaczego? Nic się tu nie dzieje i nie ma żadnych perspektyw na przyszłość. Wyniki tych badań wstrząsnęły nami, bo okazało się, że krótkoterminowe obietnice wyborcze budzą wśród młodych pusty śmiech, a w najlepszym wypadku - obojętność. Oni już nawet nie chcą ich słuchać. Jeśli nie pokażemy im długoterminowych perspektyw, spokojnego i zrównoważonego życia, w którym będą mogli się realizować – zgodnie z zapowiedziami uciekną stąd. Może nawet za granicę. I w roku 2050 Kalisz zostanie domem starców albo emigrantów nie wiadomo skąd. Ja będę miał wtedy 78 lat i wolałbym mieć swoje dzieci tutaj, a nie gdzieś daleko. Odpowiadając natomiast na drugą część pytania – nie, nie jest to marketing polityczny i w ogóle z politykami i partiami KALISZANIE nie chcą mieć nic wspólnego. Tym panom już dziękujemy! Nie załatwili dla Miasta nic w ostatnich dwóch dekadach. Nie pomogły jakiekolwiek flagi partyjne. Od polityki się odcinamy - jako stowarzyszenie oraz osobiście jako członkowie mający z partyjniactwem niemałe doświadczenie. Człowiek mądrzeje w miarę upływu lat.

Na koniec wątek osobisty - czy radny Dembny, jeśli po wyborach wróci skutecznie do rady, znowu będzie specjalizował się w sprawach budżetu?

- No pewnie, to temat rzeka - dalej mamy w tym obszarze wiele wypaczeń i jak patrzę na pracę Rady Miasta w tym zakresie oraz Wydziału Finansowego, to twierdzę, że niewiele się zmieniło. To urocze rzeźbienie wolnymi środkami, to manipulowanie przed kaliszanami niby wielkim przyrostem budżetu po stronie dochodów, to sztuczne zawyżanie niektórych pozycji w wydatkach inwestycyjnych – brak mi już na to słów, nic się nie zmieniło mimo upływu lat. Czuje się, jakbym się zaledwie zdrzemnął na 4 lata i musiał wrócić to tego samego świata. Ale tym razem zaczniemy go trwale zmieniać.